Przychodzisz sobie do salonu, a Pani pyta, który kolczyk chcesz i „cyk” z gablotki biżuteria ląduje w urządzeniu (możliwe, że coś tam pryskają).
Dodajmy, iż kolczyk ten wykonany jest zazwyczaj ze stali chirurgicznej zawierający chrom i nikiel, a całkiem spora ilość osób ma na to uczulenie. Usłyszysz: „kolczyk leczniczy”. NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO!
Następna sprawa- urządzenie, ciężkie koromysło (są też plastikowe wersje light), obie niesterylne i niehigieniczne. Kolczyk wkładany do urządzenia służy do przekłucia, a niestety nie jest to dobra opcja. Zły materiał, za krótki i przede wszystkim niesterylny.
Gdy dochodzi do przekłucia kolczyk na siłe rozrywa skórę tępym zakończeniem, a siła, z jaką wchodzi w ucho miażdży i deformuje tkankę. W następstwie miejsce przekłucia nie oddycha, nie mamy miejsca na odpowiednią higienę i w rezultacie dochodzi do sporych komplikacji, infekcji jak i wrastania biżuterii w ucho. Wraz z niemiłymi konsekwencjami fizycznymi możliwe jest zarażenie się wirusem WZW czy żółtaczką…
Czy chcemy sobie to wszystko zafundować ponieważ kosztuje mniej? Nie sądzę.